Artykuły branżowe
Każdy ma receptę na służbę zdrowia, a jest dalej tak, jak jest
08/092011
Każdy ma receptę na służbę zdrowia, a jest dalej tak, jak jest
Jakie są najczęstsze pretensje i "utuskiwania"?
- za mało pieniędzy w systemie,
- nie płacą za nadwykonania,
- za nisko wycenione procedury,
- prywatna służba zdrowia zabiera łatwe i dobrze płatne przypadki, odsyłając do publicznej przypadki trudne i powikłane, a te są nieopłacalne,
- wymagania NFZ co do wyposażenia i standardów przekraczają potrzeby i zawyżają koszty,
- trudno się dostać do lekarza,
- trzeba długo czekać na leczenie,
- tylko prywatnie mam wszystko na czas, ale drogo i tylko niektóre świadczenia.
Ile co kosztuje?
Wszystko to zbiega się do jednego mianownika - za mało pieniędzy w systemie. Być może tak, ale kto może to obiektywnie ocenić. Kalkulację kosztów robią świadczeniodawcy, więc strona zainteresowana ich podbijaniem. NFZ i MZ próbują stworzyć Agencję Taryfikacji, czyli de facto wycenić ile co kosztuje w medycynie. To również będzie ocena stronnicza, bo jako płatnicy, obie instytucje są zainteresowane zaniżaniem kosztów.
Oczywiście kalkulacja kosztów powinna być robiona. Powinna to robić niezależna grupa ekspertów, których podstawową wartością, oprócz profesjonalizmu, jest wiarygodność. Jak podadzą nieprawdziwe dane, tracą wiarygodność i miejsce na rynku, dlatego będą się starać być maksymalnie obiektywni. Nie mogą być związani ani z płatnikiem, ani ze świadczeniodawcą.
Drugim źródłem wiedzy o kosztach ma być wolny rynek. I to nie jest próba likwidacji publicznej służby zdrowia! Chodzi o realne oddzielenie płatnika od świadczeniodawcy. Realne, to znaczy przy pomocy klarownych reguł wolnego rynku.
Czy wiemy ile wyrostków, porodów, złamań, nowotworów, itp. wystąpi na danym terenie w ciągu roku? Oczywiście, że wiemy. Te liczby są znane i bardzo nieznacznie zmieniają się. Dlaczego więc nie ogłosić przetargu na leczenie tych schorzeń. Najtańsza oferta wygrywa. To trochę jak kupowanie rzeczy na aukcji. Każdy świadczeniodawca zgłasza swoją cenę i wolumen usług, które może wykonać. Płatnik wie, że powinien zakupić leczenie np. 5000 zapaleń wyrostka robaczkowego. Oferty od świadczeniodawców przychodzą, w sumie, na 8000 wyrostków po różnych cenach. Kupujemy 5000 najtańszych „wyrostków”.
Równoległa wycena przez niezależną grupę ekspertów pozwala uniknąć zawyżania cen i zmów cenowych. Szybko okaże się, ile pieniędzy potrzebujemy, żeby zapewnić koszyk gwarantowanych usług.
Koszyk po raz kolejny
Pytanie tylko, co to jest ten koszyk? Pani minister Kopacz chwaliła się ostatnio, że to właśnie ona wprowadziła ten koszyk. No cóż, może warto żeby Pani minister porozmawiała z pacjentami, którzy czekają na leczenie onkologiczne, albo ze szpitalami, które nie otrzymują pieniędzy za świadczenia wchodzące w skład „jej” koszyka, bo to są nadwykonania.
Koszyk świadczeń ma definiować te świadczenia, za które państwo jest w stanie zapłacić i dostarczyć obywatelowi w skończonym czasie (zapisanie do kolejki oczekujących nie jest terapią!!!).
„Gwarantowany” oznacza, że otrzyma go każdy obywatel! Takie podejście implikuje płatność z budżetu państwa, a nie z funduszu ubezpieczeniowego.
Podatek czy ubezpieczenie
Tu dochodzimy do problemu zbierania pieniędzy na ochronę zdrowia. Dzisiejszy system zarządzany przez NFZ, szumnie zwany ubezpieczeniem zdrowotnym, nie jest żadnym ubezpieczeniem, to zwykły podatek. Nic w tym złego, ale nie należy zafałszowywać pojęć!!!
Ubezpieczenie płacimy za samochód, za mieszkanie, itp. Wiemy co, i na jakich warunkach dostaniemy, a wszystko, co płacimy będzie obrócone wyłącznie na nasze potrzeby. Płacenie do „wspólnego kotła” i równe traktowanie wszystkich bez względu na wysokość płaconych kwot, to są cechy systemu podatkowego. Czyli płacimy PODATEK ZDROWOTNY!
Z podatku zdrowotnego Państwo ma nam zapewnić opiekę medyczną na takim poziomie, jaki jest możliwy w ramach zebranej kwoty. Co wchodzi w jej zakres (zawartość gwarantowanego koszyka), powinien ocenić specjalnie do tego powołany zespół fachowców (dobrze płatnych, bo decydują o wydatkowaniu miliardów). Zespół ten powinien najpierw stworzyć listę świadczeń medycznych, uszeregowanych od najniezbędniejszych i mających najwyższą wartość dla pacjenta i społeczeństwa. Następnie, znając koszty i liczbę wystąpień poszczególnych świadczeń w ciągu roku z jednej strony, i szacowaną kwotę podatku zdrowotnego z drugiej, powinien ocenić, które świadczenia, idąc od góry stworzonej listy, będą przez Państwo zakupione i zapłacone. To jest koszyk świadczeń gwarantowanych! Następnie NFZ realizuje na wolnym rynku zakupy z tak stworzonej listy, zaczynając od najważniejszych świadczeń, i schodzi na liście w dół dotąd, aż wyczerpie fundusze. Jest to system znany i stosowany na świecie.
Publiczna czy prywatna
Świadczeniodawcy PUBLICZNI i prywatni stają do przetargu na wykonanie tych świadczeń. Kontrakty otrzymują ci, którzy podali najniższe ceny, a przeszli poprawnie certyfikację pozwalającą na świadczenie usług medycznych.
Trzeba tu mocno podkreślić, że publiczna służba zdrowia staje do przetargów na tych samych warunkach co świadczeniodawcy prywatni. Słowo „publiczna” nie może być przyzwoleniem na niższą jakość, gorsze wyniki, słabszą efektywność. Obywatele oczekują służby zdrowia na tym samym wysokim poziomie.
Państwo może chcieć utrzymywać publicznych świadczeniodawców, jako sposób na obniżenie kosztów („u siebie” leczymy taniej). Taka postawa jest uzasadniona, jeśli wyniki placówek publicznych to potwierdzają.
Ważne jest natomiast zrównanie w prawach i obowiązkach wszystkich świadczeniodawców, bez względu na właściciela. Inaczej nie będzie mieć to sensu, a państwo będzie przyczyniać się do podziału Polski na bogatych i zdrowszych oraz biednych i gorzej leczonych.
Pozostaje pytanie czy państwo będzie dobrym zarządcą publicznych placówek służby zdrowia? W mojej opinii nie! Czy państwo powinno produkować samochody, lodówki, itp.? Każdy odpowie, że nie, bo taki zakład nie będzie dobrze zarządzany, i to prawda. Szpital „produkuje” coś znacznie bardziej skomplikowanego niż samochód czy lodówka, produkuje zdrowie. Wiara, że państwo będzie potrafiło zrobić to efektywnie, jest fałszywa. Nawet, jeśli państwo chce utrzymać własne szpitale, to powinny być one oddane w zarząd fachowcom.
Podatek, ubezpieczenie, państwo
Trzeba też zdać sobie sprawę z ograniczonej siły pieniędzy zbieranych w ramach dzisiejszego „ubezpieczenia” zdrowotnego. Za te pieniądze nie można wyleczyć wszystkich i wszystkiego. Leczenie części chorób i pacjentów nie może być sfinansowane tymi pieniędzmi, bo jest ich za mało.
Co z tym zrobić? Sprawa jest prosta, każdy może (ale nie musi) wykupić sobie ubezpieczenie zdrowotne i płacić taką składkę, jaką chce, w zamian dostając taką opiekę zdrowotną, jaka z tej składki wynika. Młodzi i zdrowi, wierzący w swoje szczęście, będą ryzykowali nie kupując ubezpieczenia, starsi i rozważniejsi wręcz przeciwnie. Każdy wie najlepiej, co mu potrzebne. Urzędnik nie powinien za nas decydować.
Jaka ma być rola państwa? Taka jak we wszystkich innych dziedzinach. Ma być regulatorem, a nie uczestnikiem rynku. Ma zapewnić leczenie tym, którzy sami sobie nie mogą zapewnić leczenia (efektywne wydatkowanie pieniędzy z podatku zdrowotnego). Tworzenie takich warunków przetargów, by odpowiedniej jakości opieka zdrowotna była dostępna w odpowiednim czasie.
Państwo ma promować i narzucać standardy postępowania medycznego. Ma dbać o odpowiednią co do czasu i jakości obsługę przypadków leczonych za pieniądze z budżetu.
Wszystkie powyższe działania nie są proste do wykonania, ale są logiczne i zrozumiałe. Dzisiejszy system, z całym jego zawikłaniem i absurdami, nie odpowiada potrzebom pacjentów i jest niezadowalający. Natomiast świetnie maskuje bałagan, niegospodarność i bezrobocie w branży medycznej. Mamy znaczący nadmiar sił i środków, w stosunku do pieniędzy z „ubezpieczenia” zdrowotnego. Nasze poradnie, szpitale, nasi lekarze, pielęgniarki, są w stanie leczyć znacznie większą liczbę pacjentów, ale nie mają za co. Wprowadzenie realnego ubezpieczenia zdrowotnego otworzy drogę do wykorzystania tego potencjału.
Zmiany w organizacji ochrony zdrowia i sposobu jej finansowania są konieczne, i to już!
Nikt z rządzących nie ma na nie ochoty, ale nie można czekać dłużej. Zacznijmy od podstaw. Z jednej strony zmieniajmy przepisy, z drugiej sprawdźmy, ile co nas kosztuje i oceńmy efektywność świadczeniodawców. Poznanie realnych kosztów leczenia pozwoli płacić odpowiednie pieniądze, tak, żeby rentowność była podobna bez względu na przypadek. To wyrówna szanse świadczeniodawców na każdym poziomie złożoności i kosztowności terapii.
Podsumowując – musimy przejść od samo-zadowalających wyobrażeń, do realnego świata i podejmować twarde decyzje zmieniające naszą służbę zdrowia. Może nowa ekipa podejmie to wyzwanie. Oby!
Komentarze